piątek, kwietnia 14, 2006

Zamiast spac spokojnie u hosta znowu ladujemy w hotelu na godziny...


Po 27 godzinnej podrozy autobusem (koszmarnie drogim - 189 reali, ale tez bardzo wygodnym) docieramy do Rio de Janeiro. Warto zaznaczyc ze bylo to juz nasze ostatnie przemieszczenie sie na kontynencie poludniowoamerykanskim, a Rio ostatnim przystankiem w naszej 6miesiecznej podrozy. Czekal tutaj tez na nas juz ostatni host! Tzn... mial czekac.
We wczesniejszych wiadomosciach pominelismy krotki watek naszego pierwszego pobytu w Rio. Bylismy tutaj wtedy doslownie na pare godzin, przejazdem. Ale bylo to wyjatkowo fajne pare godzin, dzieki hostowi wlasnie. Byl to 18 letni chlopak Hudson, ktory czlonkiem hospitality zostal pare dni wczesniej. Nasz przyjazd byl wiec wielkim wydarzeniem dla niego i jego rodziny. Z dworca (przyjechalismy z Sao Paulo) odebral nas razem z ojcem i bratem. Zabawne, ale i on i brat i matka, ktora w krotce pozniej poznalismy, wszyscy wygladali jak zywcem wyjeci z ¨Rodziny Adamsow¨. Dobrze, przepraszam, moze nieladnie tak mowic o hoscie, szczegolnie jeszcze tak milym, ale chcialam troszeczke oddac klimat tego domu. Hudson zabral nas wiec do siebie, dlatego ze poprosilismy go o przechowanie czesci naszego bagazu (oj, nazbieralo sie tego wszystkiego przez 6 miesiecy...) do czasu naszego drugiego przybicia do Rio (kiedy to mielismy zamieszkac u niego na ostatnich pare dni).
Zostawilismy rzeczy, po czym udalismy sie z cala rodzina do pobliskiej restauracji. Zaprosili nas na prawdziwa uczte - spagetti z owocami morza. Byli przy tym bardzo, bardzo mili. W domu matka prezentowala nam brazylijskie owoce, przekrajajac kazdy i dajac nam do sprobowania. Po tym wszystkim ojciec, razem z Hudsonem i bratem odwiezli nas na lotnisko, skad odlatywalismy do Manaus.
Tak przesympatycznie wygladala pierwsza nasza wizyta w Rio. Coz, nie ukrywam, ze tym razem spodziewalismy sie rownie milego przyjecia. Hudson przyjechal (w tym samym skladzie - brat + ojciec), jednak byl jakis taki dziwny... Po 10 minutach oznajmil nam w koncu, a byl przy tym bardzo zmieszany i niepewny, ze nie mozemy u niego nocowac tej nocy. Pozniej tak, ale dzis nie. Czy nie moglibysmy wiec udac sie do hotelu. ¨Ach!!! Co sie stalo????¨ - to mniej wiecej wyrazaly nasze smutne, zdziwione spojrzenia rzucone predko w jego strone.
No bo u mnie rano nikogo jutro nie bedzie, wszyscy wychodza z domu przed 6 rano, a nie ma sensu, zebyscie zrywali sie tak wczesnie.
Ach, wiec to tak. Zrozumielismy wszystko w oka mgnieniu. Rodzina Hudsona (tzn najprawdopodobniej mama, bo tata z nimi nie mieszkal) bali sie poprostu zostawic nas samych w swoim domu. Jak to Hudson tlumaczyl, mama powiedziala ze nie moge was przeciez tak zostawic bez ¨pomocy¨. Coz, nie wiem jakiej pomocy bysmy potrzebowali miedzy godzina 6 a 11 (kiedy to Hudson mial wrocic z pracy) rano. Najwieksze niebezpieczenstwo jakie nam moglo grozic, to takie ze spadniemy z lozka :).
Niestety bardzo przykre sa takie chwile, kiedy sie podrozuje z hospitality. Po co ludzie, ktorzy nie maja zaufania do innych zostaja czlonkami tej organizacji? Przeciez zaufanie to tutaj podstawa. Ktos kto nie ufa niech zrezygnuje, bo predzej czy pozniej zwariuje lub wpedzi sie w paranoje, przyjmujac u siebie ludzi, w ktorych widzi potencjalnych zlodzieji...
Przyszedl wiec ten smutny moment, zeby znowu siegnac po Lonely Planet i dowiedzec sie... ze najpodlejsze schronisko w miescie kosztuje 12 dolcow od lebka. Ojciec Hudsona, zabawny dosyc facet, kiedy to uslyszal, rozesmial sie w glos i powiedzial ze znajdzie nam sam cos tanszego. Przejechalismy przez cale miasto, az do dzielnicy naszego hosta i tam zatrzymalismy sie pod luksusowo wygladajacym hotelem Corinto. I nazwa i znajomo wygladajaca szczelnie zasunieta brama, tuz obok ciemnego okienka recepcji daly nam od razu do myslenia, widok byl jakby znajomy... TAK, okazalo sie ze byl to hotel na godziny!!! Coz, znajac ceny w hotelu na godziny w Meksyku, gdzie, o ile czytelnik jeszcze pamieta spedzilismy swego czasu jedna noc, nie placac nic zupelnie, wydalo nam sie niemozliwe, ze znajdziemy tu tani nocleg. Jak wielkie bylo nasze zdziwienie, gdy okazalo sie ze godzina od pary kosztuje tylko 3,70 reali. 12 godzin - 37 reali!!! Cena fantastyczna jak na Rio i jak na miejsce, tym bardziej fantastyczna ze nie musielismy jej placic, bo... (mimo naszych glosnych sprzeciwow) zaplacil za nas ojciec Hudsona.
Udalismy sie winda na gore, zeby w koncu otworzyc wrota naszego apartamentu 235. Naprawde szczeka nam opadla. Takie pokoje sa w najlepszych hotelach w Warszawie, jak Sheraton czy Radisson. Aneks kuchenny, olbrzymie lozko, lazienka, klima, no i... elementy ktorych nie ma w Sheratonie czy Radissonie... lustra na scianie i suficie, barek, w ktorym na centralnym miejscu znajduje sie opakowanie prezerwatyw. Wlaczasz tv, a tam pornole, coz na szczescie normalne kanaly tez byly.
Byla to jedna z przyjemniejszych nocy od dawien dawna.

Brak komentarzy: