czwartek, kwietnia 13, 2006

Sao Paulo - morze betonu i szarosci


I w koncu docieramy po 17 godzinach jazdy do Sao Paulo. Pogoda jest brzydka, deszcz jeszcze nie pada ale niebo pokryte jest calkowicie chmurami. Niby jestesmy w miescie mijamy kolejny rzeki, mosty osiedla, ale dworca wciaz nie widac. Sam przejazd przez miasto trwa po prostu wieki, no ale ostatecznie oczom naszym ukazuje sie Rodovaria Tete. W metropolii tej oczekuje na nas Fernanda, dziwczyna poznana przez nas w Peru w Huaraz. Opowiedzalem jej jak podrozujemy i ze spimy u ludzi w domach wiec od razu zaproponowala nam goscine u siebie. Po paru miesiacach przybywamy wiec z wizyta:))

Nie mam przy sobie ani grosza, ani dolarow ani brazylijski reali. Wiec udaje sie do pierwszego bankomatu. Oj jest ich wiele. Moze z 15 roznych, wielu bankow. Na kazdym znak Visa, MasterCard i 15 innych organizacji kart kredytowych. Probuje w pierwszym, w drugim, trzecim. Bez skutku. Trace z godzine czasu az w koncu pracownik banku wskazuje mi na wlasciwy bankomat: Banco 24 Horas. Uff tutaj udaje mi sie wyciagnac 300 Reali ale nie 600 ktore sobie zazyczylem. Co za paranoja. Witamy w Brazylii. Potem okaze sie, ze to nie ostatnia paranoja jaka spotka nas w tym troche dziwnym kraju. Dzwonie do Fernandy, okazuje sie ze nie moze po nas wyjechac bo jej numer rejestracyjny ma w ten dzien akurat zakaz porusznaia sie po ulicach. Jak nam pozniej wyjasnila ze wzgledu na duzy ruch w miescie wprowadzona takie ograniczenia. Fernanda radzi nam wziac taksowke i podaje dokladny adres. Pytam sie o cene takswokarza i okazuje sie ze taka przyjemnosc kosztuje 30 reali, dziekujemy wiec za taka atrakcje i w punkcje informacyjnym dokladnei dowiadujemy sie jak dojechac do celu. Wsiadamy do metra 1 potem do drugiego a w koncu do autobusu ktory i tka nei wysadza nas pod domem. Musimy przejsc jeszcze z kilometr. Niestety leje straszliwie i trzeba sie wspinac pod niemielosiernie stroma gore. 1065, 1067...1097. Jest. Wielki olbymi apartamentowiec. Dzwonimy. Czarny pracownik recepcji jest bezlitosny. Wypytuje sie o cos po portugalsku a my wciaz mokniemy, w koncu nas wpuszcza. Dzwoni do Fernandy i wreszcie mozemy sie rozkoszowac tym ze znowu na jakies pare dni mamy wlasny dom.

Nasz przyjaciolka ma nowego przyjaciela, jest nim Peruwianczyk swiezo przybyly do Brazylii, ktorego poznala ona na tym samej wycieczce do ruin Chaviny gdzie i ja ja poznalem. Przyjechal dopiero co rzucajac wszystko co mial w Peru, aby zamieszkac z Fernanda. Trafilismy wiec na szczescie do domu, w ktorym sie mowi po hiszpansku:)
Jestesmy strasznie glodni i na szczescie narzeczony naszej gospodyni proponuje nam owoce. Zawsze to cos. Po paru godzinach rozpoczynamy zwiedzanei miasta. Jedziemy do jakiegos parku, skad roztacza sie ciekawy widok na setki wierzowcow. Sa tu tez rozne budowle bedace przykladem nowoczesnej architektury brazylijskiej.

Nasz kazdy dzien w Saou Paulo, w ktorym spedzilismy 4 dni wygladal podobnie. Nocny wypad na miasto do knajpy, dlugie rozmowy do 4 nad ranem i potem spanei do 13 godziny. Zwiedzanei zaczynalismy o jakiejs 15. Na szczescie w tym miescie nei bylo az tak wiele do zobaczenia, bo inaczej plul bym sobie w brode, ze tak zmarnowalem czas. Ale tez z drugiej strony trudno mowic o marnowaniu czasu jesli sie po prostu dobrze bawi wieczorami. Niestety, troche nas to kosztowalo, bo nasi gospodarze wychodzili do miesjc eleganckich i modnych, dopiero ostatniej nocy udalismy sie w miejsce bardziej podle ale dla nas normalne i swojskie. Jeden wieczor spedzilismy na klotni z Fernanda na tem czy prywatna kanjpa ma prawo odmowic wstepu kazdej osobie czy nie. Naszym zdaniem knajpa jest jak prywatny dom. Nikt nie ma prawa mowic ci ze nie mozesz np nie wpuszczac lysych, czarnych czy bialych. Oczywiscie ona jak wieszkosc ludzi byla zdania ze knajpa jest miejscem publicnzym i nie mozna wprowadzac takich zakazow. No wiec ja jej na to - a jesli np do twojej kanjpy codziennie bedzie wchodzic 4 groznych typow grzecznych nic nie robiacych ale budzacych strach twoich klientow. I widzisz ze obroty ci siadajaa ale wyprosic ich nie mozesz. Fernanda na to ze mozna pdniesc ceny to oni sie wyniasa. My na to: ale jesli oni maja pieniadze a inni kliencie mniej od nich. I tak w kolko. No ale coz byla to kolejna zacieta dsykusja na tematy wolnosciowe w Ameryce Lacinskiej.

Dni w Sao Paulo uplynely nam tez na dosc intensywnym poszukiwaniu hostow w Rio, dzieki Bogu w koncu pojawil sie jeden. U niego bedziemy mogli zostawic duza czesc bagazy na tydzien czasu bo przeciez to wlasnei z Rio mamy samolot powrotny do Polski.

Brak komentarzy: